Spośród wszystkich gatunków roślin i zwierząt istniejących na Ziemi milion jest zagrożonych wyginięciem. Populacja ssaków, ptaków, ryb i płazów od 1970 roku zmniejszyła się o prawie 70 procent! Masowe wymieranie przeróżnych gatunków spowodowane jest niszczeniem naturalnych siedlisk, zanieczyszczeniem środowiska, globalnym ociepleniem oraz handlem dzikimi (bardzo często także unikatowymi) gatunkami zwierząt i roślin lub wytworzonymi z nich produktami.
Powstał więc spis zwierząt o nazwie Czerwona Księga Gatunków Zagrożonych, który przygotowuje Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN). To niezwykle ważny dokument, który dostarcza wielu informacji o poszczególnych osobnikach, ich siedliskach, populacji i czekających na nie niebezpieczeństwach. Innymi słowy, jest to krytyczny wskaźnik stanu światowej bioróżnorodności. Bowiem na liście znajdują się ponad 142 500 gatunków, z czego już 40 tysięcy z nich jest zagrożonych wyginięciem. Większość z nich uzyskała swój status w wyniku działalności człowieka.
Nie są to tylko puste dane, można poprzeć je przykładami ogromnej ilości zwierząt, które już wymarły, oraz tych, które są zagrożone wyginięciem. Dla przykładu, w ubiegłym stuleciu bezpowrotnie straciliśmy szansę na ponowne zobaczenie takich zwierząt jak uchatka japońska, pazurogon księżycowy, bawolec krowi, tygrys kaspijski, koziorożec pirenejski, żółw olbrzymi, nosorożec długonogi, co najmniej dwa gatunki wilków (sycylijski i workowaty) oraz ogromna ilość ptaków i ryb (między innymi motyl modraszek, ważka szablak, hawajka płomienna, rudawka guamska – rodzaj nietoperza, traszka jeziora Yunnan czy sum syjamski). W znacznej większości żyły one na mniej zamieszkanych obszarach Ziemi – w Afryce, Australii, Ameryce (zarówno Północnej, jak i Południowej), niektórych częściach Azji, a jedno ze zwierząt, ważka szablak, była gatunkiem endemicznym, czyli występowała tylko i wyłącznie w jednym miejscu na świecie, w tym wypadku na wyspie świętej Heleny na Atlantyku. Niestety teraz, w wyniku poważnego zniszczenia jej naturalnych siedlisk po skolonizowaniu wyspy przez Europejczyków oraz po przywleczeniu na wyspę inwazyjnych gatunków (takich jak Afrykańska żaba szponiasta) możemy oglądać ją tylko na zdjęciach.
Krótka historia o tym, dlaczego warto?
Nawet w Polsce mieliśmy niegdyś wiele miejsc, które zamieszkiwały zwierzęta podobne do koni – tarpany. Zamieszkiwały one leśne obszary Europy Wschodniej, zwłaszcza tereny Polski i Ukrainy. Ostatni prawdziwy tarpan padł trzymany w niewoli w 1887 w moskiewskim zoo. Było to zwierzę na tyle mało poznane, że istnieje jedynie jedno zdjęcie przedstawiające osobnika z tego gatunku. Tarpany wyginęły, lecz powrócono do nich za sprawą działań poznańskiego profesora Tadeusza Vetulaniego, który w Puszczy Białowieskiej zorganizował rezerwat przeznaczony do prac nad restytucją dzikiego konia leśnego. Nie było to łatwe zadanie, bowiem już za czasów profesora Vetulaniego nie było szans na uzyskanie czy chociażby opisanie genotypu tarpana. Nie było więc mowy o odtworzeniu „czystego” dzikiego konia, ale hodowla prowadzona przez prof. Vetulaniego pozwoliła na stworzenie całkiem udanej kopii tarpana, znanej dziś pod nazwą konika polskiego. Szacuje się, że konik polski, tak dobrze znany i popularny wśród dzieci, ma około 99% cech tarpana. Niestety podczas II wojny światowej hodowla została zniszczona. Ocalałe konie trafiły do Popielna, gdzie do dziś prowadzi się nad nimi badania naukowe i hodowlę zachowawczą. Można nawet, jeśli akurat się pojawią, zobaczyć je w ich naturalnym środowisku. Obecnie żyje 5 świetnie zaadaptowanych tabunów, ich osobniki nieraz dożywają ponad 30 lat, co dla konia oznacza podeszły wiek. Mamy więc dowód, że warto dbać o każdy gatunek zwierząt, zwłaszcza tych na skraju wymarcia lub endemicznych, chociażby po to, żeby mogły cieszyć się z nich kolejne pokolenia.
Co będzie, gdy nic z tym nie zrobimy?
Jest wiele gatunków, które w tej chwili są na skraju wyginięcia, zazwyczaj w wyniku zaniku ich siedlisk naturalnych na przykład poprzez wycinkę lasów, zabijania zwierząt, żeby pozyskać z nich skórę lub inne (najczęściej drogie) części ich ciał lub przywożenia do miejsc ich bytowania gatunków inwazyjnych. Ich populacja wynosi zazwyczaj niewiele ponad (a czasami nawet mniej!) niż 10 tysięcy. 10 tysięcy osobników na całą planetę! Tyle obecnie wynosi populacja pandki rudej, płetwala błękitnego (największe zwierzę, jakie zamieszkuje naszą planetę), szympansa zwyczajnego, rekina wielorybiego (największa ryba pływająca w oceanach), żółwia zielonego (największy z żółwi morskich na świecie), pingwina równikowego (jego populacja wynosi mniej niż 2000 osobników), likaona pstrego (1409 osobników), tchórza czarnołapego (około 370 osobników), nosorożca sumatrzańskiego (jedyny nosorożec azjatycki z dwoma rogami), tygrysa sumatrzańskiego (gatunek endemiczny), orangutana sumatrzańskiego, morświna kalifornijskiego (odkryty dopiero w 1958, a jego populacja już wynosi jedynie 30 osobników) czy saoli wietnamskiej, która została odkryta zaledwie 31 lat temu, a zostało to nazwane „najbardziej spektakularnym odkryciem w dziedzinie zoologii XX wieku”. Do tej pory badaczom udało się obserwować zaledwie czterech przedstawicieli tego gatunku, co udowadnia, jak rzadkie i jeszcze nieodkryte są te zwierzęta. I jeśli nie uda nam się ocalić tych gatunków, one wymrą na naszych oczach – nigdy już ich nie poznamy.
Co można z tym zrobić?
Przede wszystkim największym szkodnikiem i wrogiem dla gatunków zwierząt zagrożonych wyginięciem jest człowiek. To ludzie przyczyniają się do zmian klimatu, polowań na zwierzęta, wycinek lasów, które pozbawiają siedlisk mieszkańców lasu, zaśmiecania oceanów w przerażającym stopniu… Więc zamiast winić innych, przyjrzyjmy się naszym codziennym nawykom. Zadajmy sobie pytania: „Czy ja sam* w jakikolwiek sposób wpływam na zaśmiecanie środowiska? Czy wspieram/biernie zezwalam na kłusownictwo? Czy wycinanie lasów jest mi obojętne?” Pomagajmy zwierzętom na przykład poprzez dokarmianie ich (z rozsądkiem!) w okresie jesienno-zimowym, kiedy często nie mają co jeść. Nie kupujmy byle czego do jedzenia – tyczy się to zarówno mięsa z nieznanych źródeł (które mogło być zdobyte na przykład poprzez kłusownictwo), jak i chociażby oleju palmowego, do którego produkcji wycina się setki hektarów lasów. Lasów, które są naturalnym siedliskiem orangutanów. Jeśli są one wycinane, to zwierzęta zwyczajnie nie mają gdzie żyć. Wspierajmy inicjatywy promujące ochronę przyrody, zarówno lokalne, jak i te działające na skalę globalną, jak WWF, które od lat ratuje i chroni zwierzęta zagrożone wyginięciem. Nie kupujmy i nie ozdabiajmy swojego otoczenia skórami zwierząt. Nie niszczmy lasów i innych siedlisk zwierząt. Nawet uprawa rodzimych gatunków roślin w przydomowym ogródku może pomóc. Ale przede wszystkim zacznijmy od siebie, od swojej rodziny i znajomych. Jeśli my nie zdobędziemy się na zmianę, nigdy nie uda nam się zmienić świata.
Bibliografia:
https://klimada2.ios.gov.pl/jak-pomoc-zwierzetom-zagrozonym-wyginieciem/