Nieskończony wyścig z Ziemią

Nieskończiny wyścig z Ziemią

Jak zareagowaliby ludzie, gdyby okazało się, że wszystko, co im do tej pory mówiono, może tak naprawdę być zupełnym fałszem? Co, gdyby wszystkie według ludzkości najlepsze sposoby na uratowanie naszej planety kompletnie nie wypaliły, a my zostalibyśmy dosłownie z niczym? To wcale nie jest nieprawdopodobny scenariusz.

Zanim przejdę do sedna, zacznę od szybkiej lekcji historii. Różnica między rzeczywistością ludzi przed oraz po epoce nowożytności jest ogromna. Do niedawna wierzono, że nasz gatunek odgrywa wyznaczoną rolę w jakimś wielkim planie, którego nie jesteśmy w stanie pojąć. Został on wymyślony przez kogoś „na górze” i nie możemy go zmienić. Ograniczało to znacznie nasze horyzonty, ale przede wszystkim nadawało życiu sens. Ludzie byli trochę jak aktorzy na scenie: grali według scenariusza, który nadawał sens całej grze, ale nakładał ścisłe ograniczenia na występ. Aktorzy na scenie nie mogą postępować tak, jakby chcieli; muszą trzymać się napisanego wcześniej i dokładnie zaplanowanego scenariusza. Nie mogą się sprzeciwić, bo to zwyczajnie nie znajduje się w planie. Życie tych ludzi miało więc sens, ale ceną za to była rezygnacja z władzy, kontroli nad swoimi losami. Miało to oczywiście swoje plusy, na przykład w wypadku epidemii można było pocieszać się słowami w stylu: „To wszystko jest częścią planu, nie znamy go dokładnie, ale na pewno nawet takie wydarzenia dokądś prowadzą. Nic nie dzieje się bez powodu”.

W opozycji do tego stoi mentalność ludzi współczesnych. Odrzuciliśmy zupełnie wyżej przedstawione poglądy i w ten sposób utraciliśmy poczucie sensu. Nic teraz tak naprawdę nie ma znaczenia, nie jest częścią niczego większego – po prostu się dzieje. Podczas pobytu na naszej maleńkiej w skali całego kosmosu planecie miotamy się, nie do końca wiedząc, co właściwie się dzieje, a potem umieramy i słuch o nas ginie. Ponieważ nie ma żadnej wyższej siły, nikt nie przyjdzie nas ocalić w razie jakiejś tragedii ani nie nada sensu naszemu cierpieniu. Z drugiej strony to całkiem użyteczne, bo w końcu to, co robimy, jest zupełnie niczym nieograniczone. Możemy mieć wszystko, robić co chcemy, ale czy to na pewno takie dobre rozwiązanie?

W każdym razie dzięki temu podejściu jesteśmy w stanie zwalczać o wiele więcej nieszczęść. Nadeszła susza? Możemy temu zaradzić, trzeba tylko znaleźć sposób. Boli nas głowa? Żaden problem, wynaleźliśmy przecież tabletki przeciwbólowe. Jest jednak jeden minus. Właśnie w tym momencie zaczynamy napędzać cały nasz współczesny system.

Ludzie żyjący przed epoką nowożytności nie wierzyli w swoją siłę sprawczości. Nowe wynalazki pojawiały się niezwykle rzadko, przy dobrych wiatrach co kilkadziesiąt lat, ale często też co kilkaset. Gospodarka stała w miejscu, głównie dlatego, że nikt nie miał wystarczająco środków na finansowanie nowych projektów. Ludziom tamtej epoki mało prawdopodobne wydawało się, żeby ich dzieci i wnuki mogły cieszyć się wyższym standardem. Nie jest to dziwne, w końcu tak wychowała nas ewolucja. Taką sytuację można przedstawić na przykładzie ekosystemu tworzonego przez zające i lisy. Trawa, pożywienie roślinożerców, co roku będzie rosła mniej więcej w tej samej ilości. Jest w stanie wyżywić się nią dana liczba zajęcy, które później oczywiście stanowią pożywienie dla lisów. Trawy nagle nie zacznie magicznie rosnąć więcej, czego skutkiem jest fakt, że nie będzie też więcej zajęcy; w końcu wszystkie muszą się czymś żywić. Skoro nie zwiększa się liczba roślinożerców, to nie zwiększy się także liczba drapieżników. Jeśli byłoby ich więcej, to któreś przymierałyby głodem i na dłuższą metę nie przetrwałyby. Nie jest możliwe, żeby lisy co roku łapały, dajmy na to, o 3 procent więcej zajęcy. Nie ma mowy o żadnym „rozwoju”.

W przypadku ludzi żyjących przed nowożytnością było podobnie. Bez odpowiedniego kapitału nie było prosto osuszyć bagien, budować mostów, miast, tworzyć nowych odmian zbóż i tym podobnych. W tamtych czasach rzadko pożyczało się pieniądze, ponieważ ludzie nie wierzyli w rozwój; a nie wierzyli w rozwój, ponieważ gospodarka i nauka stały w miejscu. W ten sposób zastój się utrwalał.

 

Magiczny tort

Ewolucja przyzwyczaiła ludzkość do patrzenia na świat jak na tort. Jeśli ktoś dostanie większy kawałek, to ktoś inny musi dostać mniejszy. Nowożytność natomiast opiera się na przekonaniu, że jeśli każdy chce dostać większy kawałek, to potrzebujemy większego tortu. Współcześni politycy i ekonomiści przekonują nas, że rozwój jest niezbędny. Chociażby dlatego, że podobno kiedy więcej wytwarzamy, więcej konsumujemy, to podnosimy poziom życia, a to sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi. Po drugie, dopóki liczba ludności rośnie, wzrost gospodarczy jest konieczny, żebyśmy się nie cofali. Jeśli chce się unikać trudnych decyzji i niezadowolenia czy buntu społeczeństwa, trzeba mieć większy tort.

Ten system wydaje się działać, więc zakładamy, że wszystko jest w porządku. Jednak samo to założenie od początku jest błędne. W końcu jak można traktować planetę jak tort, który można upiec większy? Miejsce do życia na Ziemi nie pojawi się ot tak, bo to fizycznie niemożliwe. Zasoby planety także są ograniczone. Co będzie, jeśli ludzi będzie na naszej planecie fizycznie za dużo, aby wszyscy się jakoś pomieścili? Co zrobimy, jeśli naturalne zasoby się skończą?

Z wiary w najwyższą wartość rozwoju kapitalizm uczy nas swojego pierwszego przykazania: zyski będziesz inwestował w dalszy wzrost. Najbogatsi ludzie wykorzystują swoje zyski, by zatrudniać więcej pracowników, kupować więcej maszyn, produkować więcej, otwierać nowe fabryki, opracowywać nowe produkty. Rolnicy biorą pożyczki, żeby kupować nowe pola, obsiewać je, zbierać więcej plonów. Koncerny energetyczne poszukują nowych złóż czy pól naftowych. Zyski z tej działalności pozwalają przedsiębiorcom spłacać pożyczki z oprocentowaniem, a po spłaceniu ich zaciągają się znowu. Zajęcza gospodarka stała w miejscu, bo zające nie potrafiły sprawić, żeby trawy rosło więcej lub żeby rosła szybciej. Ludzka gospodarka rośnie, bo potrafimy odkrywać nowe materiały i źródła energii.

Jeśli postęp i rozwój faktycznie finalnie doprowadzą do zniszczenia ekosystemów, będzie to zagrożenie nie tylko dla zajęcy i lisów, ale także dla nas wszystkich. Ekologiczna katastrofa spowoduje ruinę ekonomiczną, spadek standardu życia oraz może zagrozić naszemu istnieniu na Ziemi. Jest jednak sposób na zatrzymanie tego wszystkiego: spowolnienie gospodarki. Jeśli w tym roku przedsiębiorcy spodziewają się zysku 10 procent, to za kilka lat mogliby zmniejszyć swoje oczekiwania do, przykładowo, 5 procent, a za kolejne kilka lat do 1 procentu. Kolejnym etapem byłoby zatrzymanie rozwoju gospodarki, a wtedy bylibyśmy zwyczajnie zadowoleni z tego, co już mamy. Jednak credo wzrostu stanowczo sprzeciwia się takiemu pomysłowi, a zamiast tego podpowiada, żeby biec jeszcze szybciej. Pytanie brzmi, jak długo to jeszcze będzie możliwe?

Tymczasowo panujący system twierdzi, że jeśli nasze odkrycia zagrażają ludzkości, to powinniśmy wynaleźć coś, co nas obroni. Skoro warstwa ozonowa naraża nas na nowotwór skóry, powinniśmy rozwijać onkologię i wynaleźć lepsze kremy z filtrem. Skoro wszystkie nowe gałęzie przemysłu zanieczyszczają atmosferę i oceany, to zbudujmy sobie jakieś schronienie, w których znajdziemy wszystkie dobra potrzebne do życia, nawet jeśli nasza planeta stanie się nieznośnie gorąca, zanieczyszczona i nienadająca się do życia.

W jakim kierunku pójdzie świat? Czy opamiętamy się w końcu, czy nadal będziemy biec w wyścigu, którego nie możemy wygrać?

 

Bibliografia:

Yuval Noah Harari, „Homo deus: Krótka historia jutra”, Wyd. 1

 

Autor artykułu: Natalia Miszewska
Autorka

Natalia Miszewska

Graficzka: Anna Niemiec
Autorka grafiki

Anna Niemiec

Scroll to Top